#13
autor: mahavishnuu
To mój pierwszy post, dlatego chciałem się przywitać. Czytuję to forum od dość dawna, ale dopiero teraz postanowiłem się zarejestrować. Jestem kibicem względnie starej daty. Na mecze zacząłem uczęszczać jeszcze jako łepek z ojcem w drugiej połowie lat 70-tych. Udało mi się wiec załapać na złote czasy naszej drużyny z okresu, gdy trenerem był Antoni Piechniczek. Najlepiej pamiętam spotkanie z Widzewem z marca 1979 roku (0:0). Nieustanne oblężenie bramki Burzyńskiego, który bronił w tym meczu jak w transie. Pierwszy raz udałem się samodzielnie na Oleską w październiku 1980 roku na mecz Odra - ŁKS. (3:0). Miałem szczęście, bo w tym sezonie szło nam wyjątkowo kiepsko. Pierwszy wyjazd zaliczyłem w sierpniu 1983 roku (Moto- Jelcz Oława - Odra 1:0). Pamiętam, że na tym spotkaniu było mnóstwo kibiców z Opola. Gdy szliśmy ulicami tego miasta z dworca PKP wyglądało to niemal jak pochód pierwszomajowy. W latach 80-tych udało mi się zaliczyć sporo meczów wyjazdowych, w tym także te „podwyższonego ryzyka” (np. kilka razy we Wrocławiu, Gliwice). Ciekawe czasy, choć nie obfitujące w spektakularne sukcesy naszej drużyny. Bardzo miło wspominam trzecioligowy sezon 1984/1985, szczególnie rundę jesienną, gdy swoją grą i skutecznością imponował Marek Czakon.
Pozdrawiam wszystkich prawdziwych kibiców naszego klubu, którzy nie opuścili go nawet w tak nieciekawych dla niego czasach, gdy musimy tułać się na czwartym froncie i częstokroć jeździć na mecze po różnych wioskach (nie umniejszając nic drużynom z tych miejscowości). Mam nadzieje, że w tym sezonie zrobimy mały krok we właściwym kierunku i zawitamy ponownie do II ligi. A to bynajmniej nie koniec…
Co do meczu z Grunwaldem to niby wszystko powinno pójść bezproblemowo, jednak trzeba trzymać rękę na pulsie. Pełny profesjonalizm. Wystarczy przypomnieć ostatni mecz Skalnika z BKS. Nas nie stać już na gubienie punktów. Oby zawodnicy Grunwaldu prezentowali taką samą skuteczność, jak w spotkaniu z Polonią. To co wyczyniał tam ich napastnik Haftkowski wołało o pomstę do nieba. Trzeba jednak patrzeć przede wszystkim na siebie. Jeśli zagramy na swoim normalnym poziomie to o wynik jestem względnie spokojny.